Jak to właściwie jest z tym portfelem, domem i sercem? Mój punkt widzenia

„Bez moich dzieci,

mój dom pewnie byłby czysty,

a portfel pełny,

ale serce byłoby puste”

Takie oto hasło pojawiło się swojego czasu w co najmniej kilku miejscach w sieci i krąży sobie gdzieś na internetowej autostradzie, od czasu do czasu przewijając się gdzieś w mediach społecznościowych, niejednokrotnie wraz z dziarskim zapytaniem: „zgadzacie się mamusie?” Otóż może Was zadziwię, ale ja się nie zgadzam 😉 No przynajmniej nie w pełni… Dlaczego? Już wyjaśniam.

Właściwie to owe stwierdzenie w swojej części z portfelem nawet całkiem nieźle mnie wkurzyło, w jakimś stopniu rozbawiło – no wzbudziło wiele uczuć, jak widać dość skrajnych. Ja rozumiem wraz z dzieckiem, już i na etapie samej ciąży, pojawiają się wydatki, raz mniejsze, raz większe, od czasu do czasu nawet i ogromne, ale nie można z dzieci robić jakiejś nadludzkiej wręcz siły siejącej spustoszenie w portfelu, który być może opływał by w miliardy, gdyby nie ta mała, a jakże kosztowna w utrzymaniu istotka… A opływał w miliardy przed jej pojawieniem się, by następnie obrosnąć w kurz na samą wieść o jej istnieniu? No raczej nie 😉

Magia pieniędzy jest niebywała

Przynajmniej w moim przypadku, bo i przed pojawieniem się dziecka i zwierzaków (które często także utożsamiane są z tym powiedzeniem przez ich troskliwych opiekunów na zasadzie: zamiast słowa „dziecko” wstaw zwierzątko, jakie chcesz) mój portfel za pełny to nigdy nie był 😉 Jakoś tak często w życiu jest, że ile by się nie zarabiało, pretekst do wydawania zawsze się znajdzie, a odłożyć coś jest ciężko, a już jak ja coś odłożę, to często los każe mi coś skubnąć z odłożonej kasy, bo np. auto zaniemogło i trzeba odwiedzić mechanika… Jakby się tak głębiej zastanowić, to z wieloma wypadkami życiowymi zmuszającymi do wydania pieniędzy, dzieci nie mają za dużo wspólnego, jeśli w ogóle w jakiś sposób są z czymś powiązane… A jeżeli komuś już uda się coś więcej odłożyć, to często nie wynika to z faktu nieposiadania dzieci. Znam rodziców, którym los pozwolił całkiem sporo przyoszczędzić, a i znam bezdzietnych,  bez istot wszelakich na utrzymaniu, żyjących na oparach od wypłaty do wypłaty.

Ale właściwie nie o oszczędzaniu chciałam tutaj mówić, a właściwie ogólnie o tym, że portfele ludzi nieposiadających małych istot na utrzymaniu często wcale nie są pełniejsze. Przynajmniej mój wcale nie był pełniejszy zanim zdecydowałam się na powiększenie rodziny i to nie jest tak, że wraz z dzieckiem przyszedł wielki huragan, porywający praktycznie cały pieniężny dobytek. Wydaje tyle środków, na ile akurat budżet mi pozwala, po prostu przed założeniem rodziny wydatki były inne. Kiedyś częściej chodziło się na imprezy, spotykało ze znajomymi na mieście, wydawało na mniej lub bardziej przydatne pierdoły. Dzieci po prostu weryfikują priorytety i zmieniają myślenie o budżecie. Już nagle osiemnasta para butów nie jest tak ważna jak zapas pieluch np. i odpuszczamy sobie wydatki, które nie są na dany moment niezbędne.

Czy mój portfel, gdyby nie było mojej córki, byłby pełniejszy? No może łatwiej byłoby mi coś przyoszczędzić, ale wielkiej rewolucji w finansach by nie było na pewno. Wydatki zawsze się znajdą. Jeżeli nie na życiowe konieczności, to na przyjemności chociażby, a zawsze znajdzie się coś, co przy pewnym nakładzie finansowym przyjemność nam sprawi.

Kiedyś prawdziwą przyjemność sprawiało mi wydawanie kasy na torebki, do tej pory mam ich sporo, dziś przechodzę koło torebek i zastanawiam się, jak ja mogłam aż tak jarać się takimi rzeczami 😀 Serio. Dziś największą przyjemność sprawia mi radość mojej córki, jej zniewalający , szeroki, najszczerszy uśmiech na świecie… No i te moje urocze szynszylaki też dają mi sporo radości, dlatego potrzeby tych wszystkich małych istot są dla mnie niezwykle ważne. Jak dostaję jakąś extra kasę od rodziny, to już zastanawiam się co będę mogła kupić córce – no tak już mam i w najgłębszym sekrecie powiem, że wielu rodziców też tak ma i może dlatego wydaje się, że dzieci tak bardzo rujnują budżet 😉 Kiedyś to co dziś wydaje na córkę, wydałabym na nową, niekoniecznie naprawdę potrzebną torebkę czy inną pierdołę. To priorytety i źródła radości się u mnie zmieniły, a nie zasobność portfela. To tak samo jak palaczom wypomina się, że za to co już w życiu wypalili kupiliby sobie Porsche, a tak, spoglądając prawdzie w oczy, warto zadać sobie pytanie, ilu niepalących posiada taką extra brykę? Po prostu ktoś wydaje fortunę na zrujnowanie własnego zdrowia, a ktoś inny np. na książki, jeśli to je akurat uwielbia i są jego, zdecydowanie zdrowszym, nałogiem 😉

Z CZYSTOŚCIĄ KAŻDY JEST CZASEM NA BAKIER

Bez względu na to, czy akurat posiada dzieci lub słynne z brudzenia zwierzaki, czy też nie… Były w moim życiu takie momenty, że mieszkanie zarastało brudem z różnych powodów, niespowodowanych obecnością małych istot na utrzymaniu i przyznaję, że teraz strasznie mi za takie momenty wstyd, bo mam świadomość, ile teraz potrafię w domu ogarnąć, kiedy akurat córka idzie z tatą na spacer, a ja mogę sam na sam zostać ze ścierką do kurzu. Wtedy czasami górowało lenistwo (a czasami ciężka praca nad czymś innym, ale za wynikły z tego bałagan wstyd mi nie jest ;)), teraz na lenistwo nie mam czasu 😉 I śmiem nawet stwierdzić, że czasami właśnie dzięki dziecku mam czyściej, bo ogarniam bardziej na bieżąco niż kiedyś – inaczej totalnie zginęłabym w chaosie 😉 Fakt faktem, że teraz przypomina to prawdziwe syzyfowe prace i efekt sprzątania jest krótszy, ale jednak znowu w pewnym stopniu zmieniło się podejście 😉 I to podejście jest tu kluczem, no bo teraz faktycznie, gdyby nagle córa zniknęła z mieszkania na dłuższy czas, miałabym czyściej, bo wykorzystałabym na pewno część tego czasu na efektywne, niczym niezakłócone sprzątanie. Byłoby na pewno czyściej, ale czy tak w pełni czysto? Przy wysokich standardach sprzątania przekazanych mi przez moją mamę, to absolutnie nigdy w życiu nie mogę powiedzieć, że wysprzątane jest na tip top, bo zawsze coś tam się znajdzie, do czego przyczepić się można 😉 No i tak szczerze powiedziawszy trochę szkoda życia na wieczne latanie na szmacie za każdym najmniejszym brudkiem 😉 W życiu jest tyle ciekawych i konstruktywnych zajęć – warto mieć ogarnięte i jakoś jednak ogarniać, ale zażynać się w imię czystości na 1000000000% na pewno nie 😉

A tak szczerze powiedziawszy, to teraz moja córa już od pewnego czasu jest na takim etapie, że lubi pomagać w pracach domowych i to ona często sprawia, że np. nie czekam z rozładunkiem zmywarki, a rozładowuje ją razem z nią, często znacznie sprawniej i szybciej niż gdybym miała to zrobić sama. No i nigdzie nie zostawiam zalegających brudnych naczyń, bo zaraz ta moja pierworodna mi je przynosi i pokazuje, że mam odłożyć do zlewu lub zmywarki. To, gdy mamy z mężem wieczory bez córki, a kilka razy już zdarzyły się takowe, śmiejemy się, że teraz bezkarnie możemy zostawić brudne szklanki po kawie czy kieliszki po winie na szafce pod telewizorem i nikt nam uwagi nie zwróci 😀 Także może i córka robi wokół siebie bałagan, gdy się bawi, ale też jednocześnie stoi na straży, abyśmy to my byli porządni 😀

A CO Z TYM SERCEM?

No i w końcu doszłam do fragmentu o pustce serca i z nią również zarówno się zgadzam, jak i nie. Nie uważam bowiem, że moje serce zanim zdecydowałam się na dziecko było puste. Kochamy przecież w życiu różnych ludzi. Mamy przyjaciół, rodzinę, których darzymy uczuciem jeszcze zanim w naszym życiu pojawią się nasze własne dzieci. No a co jak ludzie bezdzietni są z wyboru? Ich serce przez ten wybór jest puste? No nie 😉 W swoim życiu nierzadko mają oni kogoś, kogo darzą bezgraniczną, szaleńczą miłością, często mają swoich własnych rodziców, dziadków, których szczerze kochają – ich serce jest pełne miłości, choć nie akurat do dzieci… Oczwiście, nie rozpatrując stwierdzenia o pustym sercu dosłownie, a w kontekście: „mam dziecko, ale nagle je tracę”, czułabym przeogromną pustkę, bardzo bolesną przy tym i myślę, że żadna inna miłość nie byłaby w stanie jej zapełnić… Jednak serce ludzi darzących miłością, nigdy w pełni puste nie jest, a i jak ktoś, kogo bardzo kochamy odchodzi, miłość w sercu pozostaje i nie pozwala nam o nim zapomnieć… To bez miłości, serce jest puste, a dzieci niewątpliwie są źródłem ogromnej, wręcz niepojętej miłości – takiej, której żadna inna miłość nie zastąpi… Ale jednak nie są przy tym źródłem jedynym.